Komiks „Żywe trupy” to cykl zeszytów opowiadających o walce o przetrwanie w świecie opanowanym przez zarazę zombie. Główny bohater, Rick, jest policjantem. Zostaje postrzelony podczas akcji, wpada w śpiączkę. Odzyskuje przytomność w opustoszałym szpitalu. Rodzinne miasto jest opustoszałe. Ludzie zamienili się w stwory – drapieżne i bezmyślne żywe trupy. Odmieniony świat jest nieprzyjazny i niebezpieczny.

Rick po wizycie w swoim domu dochodzi do wniosku, że jego rodzina musiała przetrwać i gdzieś wyjechała. Postanawia ich odnaleźć. Jego przygoda w spustoszonych zarazą Stanach Zjednoczonych nie skończy się katastrofą dzięki przezorności, sprytowi, ale i szczęściu.

„Żywe trupy” to łasy kąsek dla miłośników komiksów. Historia jest bardzo sprawnie zrealizowana. Zarówno pod względem scenariusza (Robert Kirkman dopracował go w każdym szczególe, starając się dostarczyć widzowi rozrywkę na najwyższym poziomie), jak i rysunku (precyzyjna, ale pełna ekspresji kreska Tony Moore; rysunek chociaż czarno-biały, jest tak świetnie cieniowany, że mile łechce oko bogactwem wymiarów).

Pierwsza część komiksu „Żywe trupy” zachęciła mnie do systematycznego zapoznawania się z serią. Cena albumu co prawda nie jest niska (niestety ceny to bolączka branży komiksiarskiej), jednak też nie powoduje zawału serca. Można sobie na to pozwolić i stopniowo gromadzić wszystkie odcinki.

Dotychczas (październik 2011) w Stanach Zjednoczonych ukazało się 15 odcinków serii („Walking Dead”), na naszym rynku niedawno pojawił się 14 odcinek. Co ciekawe, w przedmowie do pierwszego zeszytu Kirkman deklaruje, że zamierza pisać tę sagę, póki będzie mógł, tak aby czytelnik miał możliwość przez lata śledzić losy tych, którzy przetrwali w świecie zombi. Bardzo pociągająca perspektywa, mam nadzieję, że autor zrealizuje te obietnice i „Żywe trupy” znajdą swoje stałe miejsce w moim czytelniczym menu.