– W tekście może się egzaltować bohater, ale nigdy autor – powiedział w jednym z wywiadów Mariusz Szczygieł i tym jednym zdaniem podbił moje serce. Pewnie nie przypadkiem stwierdzenie to padło z ust zdeklarowanego czechofila. Ostatecznie patos, cecha narodowa Polaków, nie jest szczególnie bliska słynącym z pragmatyzmu Czechom.
Zdaje się, że to właśnie niefrasobliwość i lekkość w podejmowaniu spraw ciężkich oraz niechęć do romantyczno-tragicznego tonu, zafascynowały Mariusza Szczygła w Czechach do tego stopnia, że poświęcił im kolejną książkę – „Zrób sobie raj”.
„Zrób sobie raj” to zbiór zapadających w pamięć opowieści, niezwykłych historii i anegdot, z czołowymi postaciami świata czeskiej kultury w rolach głównych. Pojawiają się więc Hrabal, Saudek, Bondy, Havel i Gott. Zabraknąć nie może także zwykłych, szarych obywateli, którzy starają się odpowiedzieć na pytanie, jak im się żyje bez Boga.
To, co przede wszystkim rzuca się w oczy w czasie lektury książki Szczygła, to niezwykłość faktu, że tuż za południową granicą naszego kraju mieszkają ludzie oddaleni od nas mentalnie o całe lata świetlne i zupełnie dla nas egzotyczni, różniący się od nas stosunkiem do każdego aspektu życia – od polityki począwszy, przez historię i tradycję, a na seksie skończywszy.
Mariusz Szczygieł ma natomiast, jako pisarz i reporter, tę wspaniałą cechę, że nie narzuca się czytelnikowi ze swoimi ocenami, nie rości sobie pretensji do zbawiania świata i, jak ognia, unika wszelkiego moralizatorstwa. Nie potrzebuje żadnych uwzniośleń. Po prostu opowiada. I wychodzi mu to naprawdę fenomenalnie.
Dodaj komentarz